Scream Maker - "Chcemy grać heavy metal"


Zespół Scream Maker dosyć prężnie dział na naszym (i nie tylko) podwórku. Grają "staroświecki" heavy metal i robią to świetnie. Pierwsza płyta ""Livin' In The Past" zbiera pochlebne recenzje i to był temat przewodni naszej rozmowy. Ponadto pogadaliśmy o koncertach w Chinach i najbliższych planach zespołu. Wiemy też w jaki sposób Rosław Szaybo (twórca okładki Judas Priest "British Steel") dał się namówić do współpracy z chłopakami. Zapraszamy do czytania, przed Wami Scream Maker.





MetalSide.pl: Cześć! Trochę nam zeszło z tym wywiadem, no ale to tylko i wyłącznie moja wina (hehe), więc... zaczynamy. Wszyscy obecni i gotowi?

Scream Maker: Jasne!

Po raz pierwszy gościcie na naszych łamach, więc tradycyjnie poproszę o kilka słów historii Scream Maker. Gdzie, kiedy, dlaczego i w jakim celu powstał zespół.

Skąd przybyliśmy i dokąd zmierzamy, tak? W żołnierskich słowach: powstaliśmy w 2010 r., wtedy też powstały nasze pierwsze kompozycje. Celem Scream Makera jest, jak sama nazwa wskazuje, popularyzacja krzyku jako formy ekspresji! Gramy heavy metal, bo go czujemy, lubimy i umiemy to robić. W jazzie byśmy się nie sprawdzili.

Powstaliście całkiem niedawno, a już w dyskografii macie debiutancką płytę... Dosyć szybko się z nią uwinęliście. Opowiadajcie jak wyglądała sesja nagraniowa, jakie wrażenia ze studia itp.

Naszym mottem było zawsze: "nie ma op***nia się!" i postanowiliśmy to, co innym nierzadko zajmuje dekady, skompresować do kilku lat. Precyzując mamy na koncie już dwa wydawnictwa - EP'kę "We Are Not The Same" (długą, bo aż 8-utworową) i płytę długogrającą "Livin' In The Past", przy czym EP'ka miała swoje wznowienie w Chinach jako pełny album. Nagrywanie "Livin'..." było dla nas ogromnym wyzwaniem, ponieważ pierwszy raz nagrywaliśmy w formule profesjonalnego studia, zawodowego inżyniera dźwięku i uznanego producenta. Mowa odpowiednio o Hearstudio, Radku Kordowskim i Alessandro Del Vecchio, który produkuje obecnie największych w hard'n'heavy z muzykami Journey, czy Jornem Lande włącznie. Byliśmy, a właściwie wciąż jesteśmy żółtodziobami i było to potężne zderzenie, skok na głęboką wodę. Ale żyjemy, nie utonęliśmy!

W recenzji płyty napisałem: "Scream Maker to zespół głęboko zakorzeniony w muzyce z pod znaku NWOBHM i tego chyba nikt się nie wyprze. Skojarzenia z takimi kapelami jak Iron Maiden, Judas Priest czy Saxon zapewne pojawiają się w każdej kolejnej recenzji tego materiału". Rzeczywiście tak to wygląda w ocenie recenzentów?

Recenzenci to taki gatunek dziennikarza, który potrzebuje klasyfikować i porównywać, nic dziwnego, że szukają najbliższych skojarzeń muzycznych dla nowych kapel. Faktycznie w naszym kontekście padają nazwy, które wymieniłeś i jest to dla nas niezwykłym komplementem. To zespoły, które mocno wpłynęły choćby na Michała, odpowiedzialnego za kompozycje, czy Sebastiana - odpowiedzialnego za melodię. Przy okazji kolejnego albumu będzie można dopisać kilka nowych porównań, dość niespodziewanych zapewne. Generalnie gramy jednak nie dla recenzentów, a dla siebie i dla słuchaczy.

A co Was najbardziej zaskoczyło w którejś z recenzji? Był jakieś kosmiczne porównania, albo sformułowania z którymi za cholerę nie potraficie się zgodzić?

Oczywiście nie potrafimy się zgodzić z tzw. "krytyką", która wytyka nam np. brak "oryginalności". Uważamy, że na swój sposób - jako całokształt wizualno-sceniczno-muzyczny - jesteśmy dość charakterystyczni. Krytycy jednak tak całościowo nie patrzą na nasz zespół, zarzut wtórności pojawia się więc najczęściej w odniesieniu do samej muzyki. Tyle, że my od zawsze mówiliśmy, że nie chcemy "wytyczać nowych ścieżek", "przełamywać tabu", itd. My chcemy grać heavy metal, gatunek obecnie dość twardo zdefiniowany. Chcemy przyrządzać go jednak smacznie, przystępnie, strawnie i elegancko. To jeden z naszych wyróżników. Nie lubimy podążać za trendami w heavy metalu i nie będziemy na siłę wciskać elementów progresywnych w nasze utwory. Wierzymy, że prosta, ale nie prostacka kompozycja, ciekawa melodia i sensowny tekst to już jest wartość, po którą warto sięgać.

Dokładnie! A dlaczego gracie taki "staroświecki" heavy metal? Nie wiecie, że teraz trzeba grać "nu" i "core" (hehe)

"Nu" to już chyba od jakiegoś czasu jest passe, prawda (śmiech)? Po prostu kochamy grać ten gatunek metalu. Stephen King pisze horrory, a nie komedie z tych samych chyba względów - wybrał to, co najbardziej mu odpowiada.

No to znowu nie jestem na czasie (śmiech). I jeszcze banalne pytanie, no ale samo ciśnie się na usta... tytuł "Livin' In The Past" to oczywiście "przypadek"? (hehe)

Nie, to tytuł jednego z utworów na płycie! (śmiech) Niemniej oddaje on naszą postawę względem świata. Tęsknimy za tym, co było, bo często to, co było - w sztuce ogólnie pojętej - było po prostu lepsze. Odejdźmy na chwilę od metalu, czy muzyki. Naprawdę wierzycie, że bazgroły współczesnych malarzy przetrwają próbę czasu, a np. Van Gogh pójdzie w zapomnienie? Albo, że Dostojewski polegnie w starciu z autorką Harry'ego Pottera?

Celna uwaga. Dobra, czas porozmawiać o wyśmienitych gościach którzy "wzięli" udział na Waszej płycie. Klawiszowiec Jordan Rudness z takiego "trochę" (hehe) popularnego zespołu zagrał w "Stand Together". Jak go do tego zmusiliście? (hehe)

To było standardowe porwanie z żądaniem okupu! A poważniej, to Sebastian zna Jordana od sześciu lat z okładem. Poznał go w zupełnie niemuzycznych okolicznościach na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i od tamtej pory utrzymywali kontakt. Już po nagraniu "Livin': pokazaliśmy mu nasze nagrania, Jordan powiedział: "Ok!" i zaimprowizował nam piękne rzeczy. To było tak proste!

Alessandro Del Vecchio też coś tam pograł w "Fever", no ale tutaj sprawa jest prosta, bo muzyk Edge Of Forever produkował "Livin' In The Past"...

Teraz Grande Ale, bo taką ksywę uzyskał ze względu na potężne i wszechstronne talenty przy fizycznie niskim wzroście, gra już w Voodoo Circle z Matem Sinnerem z Primal Fear, Edge chyba poszedł w chwilową odstawkę... Naszą kolejną płytę także będzie produkował Alessandro. Ten sympatyczny Włoch to najlepsze, co mogło nam się przydarzyć. Dzięki niemu mamy pojęcie o tym, jak branża muzyczna wygląda na Zachodzie i nabieramy dystansu do lokalnego pełnego wewnętrznych animozji i hejtu płynącego ze strony "znafców" podwórka.

No i nasz Wojtek Hoffman popełnił solo w "Glory To The Fools".

Gdyby nie Finlandia... tak, to przy tym trunku po koncercie w Przemyślu Michał zaprosił Wojtka do gościnnego występu. Wojtek to dusza człowiek, jedyną kwestią był czas, a nie chęci. Czas się znalazł i wyszło przepiękne shredowe solo, którego nie zagra byle szarpidrut.

Na sam koniec oczywiście Rosław Szaybo, który odpowiada za okładkę. Przyznajcie się jak przekonaliście człowieka, który odpowiada za kultową "Żyletkę" Judas Priest do zrobienia okładki dla Scream Maker? Macie jakieś kwity na niego? (śmiech)

To kolejna historia z cyklu "Nieprawdopodobne, a jednak..." Zadzwoniliśmy do Pana Rosława, opisaliśmy naszą muzykę i przedstawiliśmy naszą prośbę. Poprosił o nagrania i czas do namysłu. Po tygodniu odpisał odnosząc się do naszej muzyki w samych superlatywach i zgadzając się na współpracę. To człowiek z ogromnymi osiągnięciami, który chyba nigdy niczego "nie musiał". Wszystko, co robi, robi z miłości do tego. To jest piękne i inspirujące! Tacy, jak Rosław przykładają do danych płyt swój znak jakości, nie podpisaliby się pod czymś, co nie spełnia pewnych standardów.

Sporo koncertujecie i na scenie wyglądacie całkiem pozytywnie. Widać, że dobrze się czujecie w koncertowym ogniu. No to opowiadajcie jakim cudem zagraliście koncerty w tym "bardzo, bardzo dalekim kraju"?

Jak to ujął pewien życzliwie nastawiony kolega z innego zespołu "trafiło się ślepej kurze ziarno". [śmiech] Prawda była taka, że zostaliśmy zaproszeni przez Chińczyków, którzy w czeluściach internetu jakimś cudem odkopali naszą muzykę. No właśnie, cudem! Czyli trzeba dać na msze!

Na tacę - koniecznie (śmiech) Z tego co czytałem to byliście w Chinach traktowani jak gwiazdy... prawda to? (śmiech). A tak bardziej serio jak to wszystko wyglądało jeśli chodzi o organizację, logistykę i zaangażowanie osób trzecich?

Graliśmy na sporych festiwalach, gromadzących po kilkadziesiąt tysięcy osób i graliśmy tam w godzinach bardzo sprzyjających, bo np. o 19.00, czy o 20.00... W takich godzinach, festiwalowym prime time w Europie grają gwiazdy, a Chiny to bardzo specyficzne miejsce. Tam ludzie nie patrzą na Ciebie przez pryzmat lajków na fejsie, bo tam fejsa po prostu nie ma. Oceniają to, co widzą i słyszą. Logistyka wyjazdu była świetna. Mieliśmy okazje podróżować chińskimi szybkimi kolejami, wewnętrznymi liniami lotniczymi, czy nocować w tamtejszych kilkugwiazdkowych hotelach. Co ciekawe, te ostatnie mimo że nowe prezentują znacznie niższy standard niż europejskie, widać, że budowano je w pośpiechu. Ale tacy są właśnie Chińczycy - robią rzeczy bardzo szybko!

Jak zestawicie to z naszymi przaśnymi realiami?

Wolelibyśmy nie porównywać. Polska to nasz matecznik i wciąż więcej fanów mamy tutaj niż w Chinach. Mamy tylko nadzieję, że nastaną czasy, gdy warunki do rozwoju sceny metalowej w Polsce zaczną sprzyjać tradycyjnie grającym zespołom. Obecnie bywa różnie i jeśli nie idziesz na komercyjne kompromisy, masz pod górkę. Chyba, że jesteś geniuszem marketingu i organizacji. My niestety nie jesteśmy (śmiech)

Hmm... wygląda na to, że w Chinach przypadliście ludziom do gustu, bo szykuje się kolejna wyprawa do tego kraju. Gratulacje!

Dziękujemy! Spędziliśmy sporo czasu na wyborze właściwego promotora i wkrótce okaże się, czy podjęliśmy dobrą decyzję! Tym razem gramy nie 6, jak ostatnio, a aż 11 koncertów!

Szaleństwo! (śmiech) Oprócz wycieczki na drugi koniec świata jaki macie najbliższe plany zespołowe? Co będzie się działo w obozie Scream Maker?

W maju, zaraz po powrocie z Chin gramy koncert poświęcony pamięci Ronniego Jamesa Dio, na którym gościnnie wystąpi masa instrumentalistów i wokalistów. M.in. Grzesiek Kupczyk z Ceti, czy Tomek Struszczyk z Turbo. Koncert odbędzie się w Proximie 14 maja. W lipcu wchodzimy do studia w Warszawie nagrywać instrumenty na nową płytę, a w sierpniu jedziemy do Włoch pod Mediolan na sesję wokalną, miksy i mastering. Już mamy sporo materiału na płytę, ale proce komponowania trwa. Na pewno będzie różnorodnie. Dość powiedzieć, że jeden z mocnych kandydatów na płytę ma roboczy tytuł "prajmalowy" ze względu na główny riff kojarzący się z zespołem Primal Fear. Premiera płyty to grudzień 2015 r.

Czekam niecierpliwie. A jak wygląda komponowanie muzyki w zespole? Kto ma najwięcej pomysłów? Kto jest głównym wizjonerem?

Tutaj sprawy stoją tak, jak stały dawniej - za większą część materiału odpowiada Michał Wrona, za wokale Sebastian, za teksty także on, a Jasio Radosz i Tomek Nachyła aranżują swoje instrumenty tak, by wszystko było pełną spójną całością.

Dobra... otwieracie butelkę z której wyskakuje Gin... wróć... Dżin (hehe) i oferuje Wam koncert z jedną wymarzoną kapelą... ale to musi być wspólny i jednogłośny wybór (śmiech). Kogo byście wybrali?

Michał Wrona wybrałby Judas Priest bądź Iron Maiden. Sebastian Maidenów, Łukasz Mackiewicz pewnie Rush, Jasio Motorhead, a Tomek Nachyła byłby zadowolony z samego Ginu byleby była go pełna butelka!

Haha! I to byłoby wszystko co przygotowałem. Dziękuję za poświęcony czas i udzielone odpowiedzi. Tradycyjnie ostatnie słowo do czytelników serwisu MetalSide zostawiam Wam. Cześć!!

Dziękujemy za lekturę tej rozmowy i zapraszamy do słuchania muzyki spod znaku heavy metalu. Naszej, nie naszej - po prostu dobrej! Stay heavy!


Autor: Gumbyy

Data dodania: 22.03.2015 r.



© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!