01. Season Of The Black
02. Serpents In Disguise
03. Blackened Karma
04. Time Will Tell
05. Septic Bite
06. Walk Among The Dead
07. All We Know Is Not
08. Gaia
09. Justify
10. Bloodshed In Paradise
11. Farewell



"To jest sezon czerni
Nie ma nadziei, ani drogi powrotnej
Kiedy już pogrzebiemy nasze ostatnie marzenia
To jest sezon czerni"*


Tak nam śpiewa Peter "Peavy" Wagner do spółki z Marcosem Rodriguezem w refrenie tytułowego utworu z najnowszego albumu Rage - "Seasons Of The Black". Ten zespół grał metal chyba w każdej odsłonie - a to mieszanka heavy i power metalu (pierwsze płyty), a to mariaż z thrash metalem (lwia część dyskografii, przede wszystkim: "The Missing Link" i "Black In Mind"), kilkukrotny romans z orkiestrą ("XIII", "Ghosts", "Speak Of The Dead"). Ba, na albumie "21" otrzymaliśmy efekt spotkania Rage'a z death metalem w utworze "Serial Killer" - może i blastów nie było, ale growlującego Peavy'ego chyba nikt się nie spodziewał. Faktem jest, że większość popularnych legend chciałaby mieć tak różnorodną dyskografię jak załoga Petera Wagnera. Jest to też idealny przykład na to, że nawet po ponad 30 latach grania można trzymać wysoką formę i nie uciekać się do bezdusznego łojenia w 10-minutowych utworach i kryć się za płaszczem "progresji" (patrz: Iron Maiden). Wskażcie mi drugi taki zespół, który w latach 90-tych zamiast zniżania poziomu tylko rozwijał skrzydła dzięki tak zajebistym albumom jak "The Missing Link", "Black In Mind" czy "XIII", a znalazca otrzyma ode mnie darmowe piwo.

Tymczasem weźmy na warsztat nowy album tego heavy/speed/thrash metalowego trio, czyli "Seasons Of The Black". Jest to już trzecie wydawnictwo (wliczając EP'kę "My Way" i długograja "The Devil Strikes Again") w składzie Peter "Peavy" Wagner - Marcos Rodriguez - Vassilios "Lucky" Maniatopoulos. Jak pamiętacie, poprzedni album tej załogi zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Można jednak spokojnie powiedzieć, że miało ono swoje problemy - a to niektóre utwory sprawiały wrażenie niedokończonych, a to wokalista seplenił, co szczególnie rzucało się w oczy podczas zwykłego śpiewu. Mimo to nadal jest to kawał porządnego heavy/thrash metalowego łojenia, na które fani czekali od czasów "Black In Mind". Czy "Seasons Of The Black" naprawia te mankamenty?

Na sam początek muzycy rzucają nam na pożarcie utwór "Season Of The Black", tym samym kontynuując styl poprzednika. A jest równie ognisto, co na "The Devil Strikes Again"! Lucky nie pozwala sobie na spuszczenie stóp z obydwu centrali, Marcos atakuje słuchacza agresywnym riffem, a w teledysku razem z Peavy'm urządzają sobie pojedynek na to, kto zrobi głupszą minę. Podczas słuchania można odczuć wrażenie, że albo Peavy odmłodził się o 24 lata, albo to jego receptura na budowę agresywno-melodyjnych utworów rodem z "The Missing Link" się nie starzeje. Kto potrzebuje odtrutki po patatajkach z "Totalitarian Terror" Kreatora, może spokojnie zakosztować dalszej części "Seasons Of The Black".

Później nie ma mowy o spuszczaniu pary. "Serpents In Disguise" zgrabnie odwołuje się do okresu z Victorem Smolskim, lecz Peavy nie ma zamiaru żerować na jego jajcach, choć duch poprzedniego gitarzysty jest obecny podczas partii solowej. Natomiast wasze jajca urwie "Blackened Karma", który pomimo większej melodyjności zahaczającej niemalże o hard rock, porwie Was do machania głowami i będzie miotał Wami niczym szatan. I jest to też przykład tego, że można grać melodyjnie bez odwiedzania wiejskich gimnazjów na modłę Trivium czy nowe oblicze Machine Head. W kolejce już czeka "Time Will Tell", który trochę przypomina "Ocean Full Of Tears". Choć akurat ten z nowego wydaje się być bardziej dopracowany od starszego brata. To się nazywa nauka na błędach. Po tym małym zgrzycie wchodzi walcowaty, nieco sabbathowy w klimacie "Septic Bite", który uderzy w każdego wewnętrznego 9-latka, który w tym wieku oglądał kultowy Park Jurajski. Nie tylko rykiem T-Rexa na końcu, ale i warstwie tekstowej - kto mi powie, że owe trio nie ma pomysłu na siebie?

Czas jednak wrócić z krainy nostalgii, bowiem czeka nas kolejny strzał w mordę o nazwie "Walk Among The Dead". Główny riff i kotłowanie stóp pod nim raczą nas krótkim: "Żadnych jeńców!", a nam pozostaje się jedynie godzić na bezlitosną jatkę w wykonaniu Wagnera i jego młodych kompanów. Lider kapeli na początku "All We Know Is Not" raczy nas Hetfieldowym "Yeah!" i... niedopracowaniem reszty utworu. Niby kawałek do machania głową idealny, ale ani za serducho nie chwyta w refrenie, ani lead nie zachwyca i wychodzi płasko. Gdyby może tak rozbudować środek, dorzucić zwolnienie tempa i stopniowo wracać do pierwotnej prędkości przy akompaniamencie solówki rodem ze szkoły Alexa Skolnicka czy Dave'a Linska zamiast trzymać się sztywnej ramy czterominutowego killera, to mógłby z tego wyjść materiał na najlepszy utwór tego wydawnictwa.

W czasie mojego gdybania nawet nie zwróciłem uwagi na to, że na scenę weszła czteroczęściowa suita "The Tragedy Of Man", na którą składa się spokojne intro "Gaia" z ćwierkaniem wróbli i innymi odgłosami natury (wiecie, może i Rage wiejskich gimnazjów nie odwiedza, ale z pewnością urządza sobie spacery w lesie), epicki do bólu mięśni szyi "Justify", przywracające thrash metalową agresję "Bloodshed In Paradise" z gregoriańskimi chórami na początku i balladowe "Farewell", w którym pojawia się także orkiestra. Problem jest taki, że te kawałki nawet nie musiałyby stanowić suity. Każdy z nich broni się jako osobny utwór, a jako suita nie umywa się to do takiego "A Tribute To Dishonour" z "Welcome To The Other Side" czy "Lingua Mortis Suite" z "Speak Of The Dead".

Produkcja także nieco zawodzi po mocarnym pod tym względem "The Devil Strikes Again". Choć bolączka poprzednika - sepleniące wokale - zniknęła, tak same instrumenty nie mają już tej mocy poprzednika. Nie znajdziecie tu agresywnego warkotu gitar atakujących znienacka i klekoczącego w tle basu, a brzmienie perkusji wydaje się bardzo złagodzone. Nie jest to oczywiście złe, jednak gdyby przełożyć na tutejsze podwórko porównanie pod względem ciężaru produkcji albumów "Beast Of Bourbon" i "B-Day" Tankarda, to "Seasons Of The Black" byłoby tym drugim.

Mimo to "Seasons Of The Black" jest wartym uwagi wydawnictwem. Zawiera masę fantastycznych numerów, których zawarte jest to, co w Rage najlepsze - zachęcające do wspólnego skandowania melodyjne refreny, agresywne riffy niczym te z amerykańskiej sceny thrashu i niesamowite solówki. Przyznaję bez bicia, nawet ostatni Overkill (którego ostatnie cztery płyty to majstersztyki) tak mną nie zamiótł, jak zrobił to Peter Wagner. "Wkurw" nie zawodzi. Wciąż dostarcza muzykę na wysokim poziomie. Plusik za dołączenie do limitowanej edycji odrestaurowanych kawałków z okresu Avenger i pokazanie Wolfowi Hoffmanowi, że to Rage zasługuje na tron w tym roku.

*zdaję sobie sprawę, że jest to amatorskie tłumaczenie.

Blackened Karma :


Ziomaletto / [ 10.09.2017 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




42147 [ atow@vp.pl ] 11-09-2017 | 11:40

Recenzent pyta: "Wskażcie mi drugi taki zespół, który w latach 90-tych zamiast zniżania poziomu tylko rozwijał skrzydła" - to proste i odpowiadam: Nevermore, Iced Earth...


TurboLover [ brak@maila.pl ] 14-09-2017 | 11:59

A takze Testament :)


Ziomaletto [ ziomaletto@gmail.com ] 21-12-2017 | 15:19

Ale ten sam Testament, który nagrał popłuczyny po Panterze z growlowaniem i wydał to pod nazwą "Demonic"? No faktycznie "rozwijanie skrzydeł"... ;)


Blackout [ kosm2@tlen.pl ] 06-02-2018 | 15:06

W latach 90-tych również Grave Digger :)






Rage
Seasons Of The Black

Nuclear Blast Records - 2017 r.




9/10




© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!